Kiedy ojciec mnie dotknął…
2014, Paulina Olszewska rozmawia z Joanną Rajkowską

Obieg

Paulina Olszewska: Dlaczego zdecydowałaś się na projekt o ojcu i relacjach między wami?

Joanna Rajkowska: „Gdybym tylko mogła dotykać mojego ojca, nie zrobiłabym filmu” – myślę, że to jest dość jasno wyrażone w tekście, który znalazł się na ścianie galerii i jest czymś więcej niż aneksem do pracyMój ojciec nigdy mnie tak nie dotykał”.

Dla mnie to zdanie jest bardzo intymnym wyznaniem, mówiącym o trudnych relacjach, a właściwie ich braku między tobą a twoim ojcem. W tekście biegnącym naokoło przestrzeni galerii wyznajesz: „Ojciec nie dotykał mnie też w dzieciństwie – tym pamiętanym dzieciństwie. Nie zmieniał mi pieluch i nie przyszedł do klasy, kiedy powędrowałam po raz pierwszy do Szkoły Podstawowej nr 38 w Bydgoszczy. Nie było go, kiedy miałam sepsę w szpitalu”. Jednak następne zdanie brzmi: „Po raz pierwszy pojawił się, kiedy zostawiłam mojego męża”. Czy to znaczy, że twój ojciec pojawił się w twoim życiu dopiero jak byłaś dorosłą kobietą?

Nie z obowiązku – tak. Przedtem wykonywał różne gesty, ale tylko wtedy, kiedy go o to wyraźnie prosiłam. Kiedy doszło do kryzysu, po prostu przyjechał. To było wspaniałe. Wypiliśmy dużo wina.

Jaką rolę dla ciebie pełni ten tekst, którego fragmenty przywoływałam? O czym opowiada? Dlaczego zdecydowałaś się na taką formę oprowadzania po wystawie?

Tekst jest dla mnie coraz ważniejszym medium. W ogóle język. Nawet jeśli buduję projekt w opozycji do języka, próbując go ominąć czy uniknąć, on i tak jest w centrum uwagi. Na tej wystawie jest ramą, która wszystko spaja. Jest projektem samym w sobie.

Wróćmy do filmu, który – jak sama mówisz – łączy się integralnie z tekstem. Z drugiej strony jednak odstaje od reszty pokazywanych prac, gdyż jest bardzo intymny i tak naprawdę jako jedyny odnosi się bezpośrednio do relacji między tobą a twoim ojcem.

Mój ojciec ma 77 lat. Trzyma się dobrze, dowcip ma szybki i ostry, ale czas biegnie. W zeszłym roku zachorował na coś, co nigdy nie zostało zdiagnozowane, ale wszyscy byliśmy przekonani, że to nowotwór. Pomyślałam, że nie znam dotyku jego rąk, ich temperatury, że nie będę mogła tego wspominać. Że chcę poczuć jego ręce na mojej twarzy. Poprosiłam go o to. Powiedziałam: „Tato, położymy się na podłodze, głowa do głowy, wyciągniesz ręce, dotkniesz mojej twarzy tak, jakbyś jej nie znał, jakbyś próbował ją rozpoznać, możesz mnie naciskać, uciskać, rozciągać, co tylko chcesz. Ja będę powtarzać twoje ruchy”. Tak zrobiliśmy. Andrew, mój facet, filmował nas z góry, dużo czasu zajęło mu ustawienie kamery. Kiedy ojciec w końcu mnie dotknął, przeżyłam szok. Siła tego dotyku była porażająca. Ojciec był skoncentrowany, emanował dziwną siłą. Pomyślałam: on nie dotyka mnie, dotyka mojej matki. Więc się wewnętrznie usunęłam i ustąpiłam miejsca matce.

W „Przewodniku Krytyki Politycznej” pisałaś o skomplikowanej i trudnej relacji między twoimi rodzicami. Czy chciałaś go wpleść w narrację wystawy?

Nie, tu chciałam to pominąć. Wystawa mogłaby się składać jedynie z filmu „Mój ojciec nigdy mnie tak nie dotykał” oraz tekstu i w zupełności by to wystarczyło. Potrzeba mówienia o Europie Wschodniej, o Polsce i Warszawie w szczególności była jednak tak przemożna, że postanowiłam pracę trochę rozszerzyć. Ale dodawanie wątków osobistych jedynie zaciemniłoby obraz.

Możesz opowiedzieć więcej o elementach, kolażach i obiektach, z których składa się wystawa?

Kolaże, wieża zbudowana z dysków polerskich, odlewy wnętrz ludzkich ust, czyli tzw. wyciski i wreszcie „Gałkoszczęka” to opowieści o życiu ojca i historie, które tata serwuje nam przy różnych okazjach. To jest jego praca technika dentystycznego, jego pamięć o dziadku, który nienawidził Rosjan i Sowietom wracającym spod Berlina wprawiał mosiężne zęby, jego wspomnienia Warszawy i kamienicy dziadka i ojca przy Marszałkowskiej 69, która runęła podczas powstania. Postanowiłam te wszystkie przedmioty i opowieści pozbierać i z minimalną ingerencją pokazać. Dlatego dyski polerskie są po prostu nanizane na drut, a odlewy ust zwyczajnie osadzone w dentystycznym gipsie. Jedyny moment, w którym mnie trochę poniosło, to ruiny, które zaczęłam budować z tych wycisków. Bo te zęby, a właściwie ich resztki i zniekształcone dziąsła tworzą dziwaczne pejzaże, przypominające zrujnowane miasto.

Należy rozumieć, że film powstał jako pierwszy? A potem pojawiły się kolejne prace?

Tak, film powstał późnym latem zeszłego roku. Wszystkie inne prace powstały w tym roku.

Wystawa opowiada nie tylko o waszych relacjach, ale głównie skupia się na osobie twojego ojca i dzieli je na dwa okresy: przed wojną (Warszawa) i po wojnie (Bydgoszcz). Wojna jest obecna ale także nieobecna. Stanowi niewidzialną cezurę. To zamierzone?

Myślę, że wojna stanowi radykalną cezurę nie tylko dla ludzi, którzy ją przeżyli. W moim rozumieniu była to totalna i nieodwracalna katastrofa. Nie trzeba jej pokazywać, żeby się zorientować, że kulturowy pejzaż Europy Wschodniej i poszczególne ludzkie biografie uległy tak fundamentalnej zmianie, że trudno nie traktować tego jako granicy.

Czy wydaje ci się, że doświadczenia wojenne odcisnęły piętno na relacjach między tobą a twoim ojcem, a patrząc w szerszej perspektywie – pokolenia twoich rodziców i twojego?

Doświadczenie katastrofy musi mieć swoje konsekwencje, to nieuniknione. Myślę, że na wielu poziomach wojna ukształtowała mojego ojca. Kiedy wyrzucał trupy z wagonu pociągu jadącego do Auschwitz, uciekał z transportu, siedział ze swoją matką zamurowany na strychu w Krzeszowicach, miał siedem lat. Takie rzeczy się pamięta. Ale może ojciec byłby równie cyniczny bez tej wojennej traumy, nie wiem…

Wystawie towarzyszy jeszcze jeden film, „Złoto i srebro”, który również odnosi się do rodzinnej historii twojego ojca, mianowicie do zakopanego w Żyrardowie skarbu. Razem z ojcem wyruszacie na jego poszukiwanie. Czy ten film również jest formą zbliżenia się do ojca i próbą przybliżenia rodzinnej historii?

Tak. To moje latami trwające próby spotkania ojca, na wielu poziomach. Ta akurat była próbą spotkania się z nim w jego prawdziwym afekcie do pieniędzy i hazardu. Bo pozostanie przy życiu było kwestią przypadku, gry, podobnie jak odnalezienie skrzyni z tytułowym złotem i srebrem.

Odniosłam wrażenie, że w tym filmie jesteś bardziej zdystansowana – towarzyszysz ojcu, ale nie jako córka, lecz jako pomocnica w poszukiwaniu rzeczonego skarbu.

Ja w sumie nigdy nie byłam jego prawdziwą córką. Jestem przyjaciółką, pomocnicą, a w ostatnim filmie – kochanką. Ale nie córką.

Było coś jeszcze, co chciałaś opowiedzieć, ale z jakichś względów nie udało ci się tego zrobić?

Portret ojca. Myślę, że gdyby wystawa składała się z filmu, tekstu i portretu, to by w zupełności wystarczyło. Duży portret, sama twarz. Nie zrobiłam tego. Powód banalny – brak budżetu.

Zamknij