Rajkowska postawiła mur przypominający o kryzysie na granicy. „Nie umiemy przyznawać się do błędów”
2022, Dawid Dróżdż

Gazeta Wyborcza

Rajkowska postawiła mur przypominający o kryzysie na granicy. „Nie umiemy przyznawać się do błędów” 

To pomnik tego, o czym chcielibyśmy zapomnieć – mówi Joanna Rajkowska o swojej instalacji, która stanęła na dziedzińcu Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Na dziedzińcu Uniwersytetu SWPS w Warszawie stanęła wyjątkowa rzeźba – betonowy mur z wbitymi na szczycie odłamkami szkła. Jest wysoki na blisko trzy metry – człowiek nie ma szans, aby go przeskoczyć. Nasuwa to skojarzenia z zasiekami instalowanymi na przygranicznych terenach. Nie jest to jednak typowy mur. Betonowe płyty zawijają się, przypominając labirynt. Gdy wyglądamy przez okno ze szczytu uniwersyteckiego budynku, możemy dostrzec, że mur układa się w ogromny napis: „SORRY”.

„SORRY” Joanny Rajkowskiej na dziedzińcu Uniwersytetu SWPS

Autorką rzeźby jest Joanna Rajkowska, artystka znana z instalacji w przestrzeni publicznej, m.in. „Pozdrowień z Alej Jerozolimskich” (palma na rondzie de Gaulle’a w Warszawie), „Dotleniacza” na pl. Grzybowskim w Warszawie, Pasażu Róży przy Piotrkowskiej w Łodzi. W ubiegłym roku Zachęta pokazywała jej instalację „Rhizopolis” – „podziemne miasto” z korzeni, kory i ziemi.

„SORRY” odnosi się do tragicznych doświadczeń uchodźców na polsko-białoruskiej granicy. Projekt nabiera jednak wielu znaczeń. Artystka wskazuje na szerszą, europejską spuściznę kolonii – dominację, eksploatację i przemoc, a także problem „wrogiej architektury” (hostile architecture), nieprzyjaznej osobom w kryzysie bezdomności.

Rajkowska chce poruszyć sumienia i zobrazować styl życia rozwiniętych krajów bogatego Zachodu – to one generują bowiem kryzysy ekologiczne, ekonomiczne i migracyjne. W czerwcu rzeźba na kilka miesięcy stanęła w Poznaniu. Kuratorką wystawy jest Monika Branicka.

– Rzeźba jest przekazem nie tylko artystycznym, ale też cywilizacyjnym. Mamy za co przepraszać. Od rzeczy związanych z polityką, edukacją, aż po te związane ze zmianami klimatycznymi, których jesteśmy sprawcami v powiedział rektor Uniwersytetu SWPS prof. dr hab. Roman Cieślak.

Joanna Rajkowska podczas wernisażu zwróciła uwagę na możliwość spojrzenia na rzeźbę z dwóch perspektyw. – Spojrzenie z dołu jest perspektywą ciała, które ma swoje ograniczenia, jest podatne na zranienia, chore, słabe. Możemy też spojrzeć na rzeźbę z góry – to spojrzenie władzy, z poziomu kontroli. Ta wizja jest smutną konstatacją, jak wygląda spojrzenie bezcielesne – mówi Rajkowska. I dodaje: – Mur zawinął się w litery. Układają się w słowo, które jest uprzejmym, ale zimnym gestem.

Dzieło, które uderza w najboleśniejsze sprawy

Po wernisażu odbyła się debata pt. „Czy mury runą?”, w której udział wzięli: Joanna Rajkowska, dr Ewa Klekot, dr hab. Igor Lyubashenko, prof. Maria Poprzęcka i dr hab. Jan Sowa.

Moderująca spotkanie historyczka sztuki prof. Maria Poprzęcka ubolewała nad tym, że mur nie stanął w bardziej wyeksponowanym miejscu. – Przykro mi, że rzeźba nie znalazła się na jednym z centralnych placów Warszawy. Powinna stać np. na placu Defilad. Tutaj [na dziedzińcu Uniwersytetu SWPS] nie zadziała tak jak powinna – powiedziała Poprzęcka.

I dodała: – Ta praca będzie przyciągać znaczenia – ciągle nowe i zmieniające się wobec kontekstów politycznych, społecznych i historycznych. Uderza w najboleśniejsze sprawy, które nas teraz dotykają.

Poprzęcka w komentarzu do nazwy dzieła przywołała słynny cytat z ministerki infrastruktury i rozwoju Elżbiety Bieńkowskiej, która w 2014 r. wypowiedziała słynne zdanie: „Sorry, taki mamy klimat”. – Powiedzenie „sorry” może być czymś zdawkowym, zbyciem tematu. Może być to też głębokie poczucie winy. Ktoś jest tym przepraszającym i liczy na to, że winy zostaną mu odpuszczone.

Rajkowska: Nie umiemy przyznawać się do błędów

Pomysł projektu narodził się tuż przed brexitem. Rajkowska mieszkała wówczas w Wielkiej Brytanii. Wpływ na jej proces twórczy miała nasilona nagonka na imigrantów i pojawiające się antyeuropejskie resentymenty. – To był nieprzyjemny czas rozpoznawania kraju, który wydawał się przyjazny, otwarty, gościnny – mówi artystka.

Dla Rajkowskiej od zawsze najważniejsze jest ciało – własne i tych, którzy narażeni są na krzywdę. – Klimat wrogiego środowiska miał odpowiednik w gestach architektonicznych – zasiekach, drutach żyletkowych, architekturze miejsc, w których trzymano ludzi o nieokreślonym statusie – mówi Rajkowska. – Nagonka na imigrantów łączyła się też z wykluczaniem bezdomności, co miało swój wyraz w wyrastających z powierzchni chodników metalowych stożkach, na których nie można było się położyć. To wszystko wyprodukowało we mnie potrzebę skondensowania tego, skrystalizowania w rzeźbiarskim geście, jakim stał się pomnik „SORRY”.

Artystka podkreśla, że rzeźba weszła w inny, dużo straszniejszy kontekst. Chodzi o sytuację na polsko-białoruskiej granicy. – Nigdy nie czułam takiej próżni, bezradności, wściekłości, żalu. Zależało mi na tym, żeby nie dać emocjom przemówić wprost. Jedyny moment, gdy sobie na to pozwoliłam, to zwieńczenie ze szkła. To drapieżne narzędzie. Zwieńczenie skondensowało w sobie najgorsze emocje i myśli – mówi Rajkowska.

Pomniki kojarzą nam się zazwyczaj z upamiętnieniem ważnej dla danej społeczności postaci lub wydarzenia. Rajkowska nazywa swoją pracę „antypomnikiem”. „SORRY” niesie bowiem diametralnie inne treści. – To pomnik tego, o czym chcielibyśmy zapomnieć – mówi Rajkowska. – Nie mamy antypomników i nie umiemy przyznawać się do błędów.

O czym więc według artystki jest „SORRY”? – O pracy kapitału i skutkach pracy kapitału w środowisku. O potwornym zniszczeniu, w którym przyszło nam istnieć. Doszliśmy do ściany. „SORRY” jest tą ścianą – mówi.

Rajkowska zauważa także, że rzeźba będzie nabierała nowych znaczeń. – Największą katastrofą naszego pokolenia są przyspieszające zmiany klimatyczne. To będzie prawdopodobnie najmocniejsze znaczenie – mówi Rajkowska.

Znajdujemy się w sytuacji bez wyjścia

Jak możemy interpretować pracę Joanny Rajkowskiej z antropologicznej perspektywy? Ewa Klekot nawiązała do sytuacji przepraszania zabitego zwierzęcia np. przez rdzennych mieszkańców obszarów arktycznych. Według antropolożki ludzie przepraszają zwierzę, bo czują współodpowiedzialność za świat. – Ten gest jest absolutnie niemożliwy we współczesnym świecie – mówi Klekot. – Nie ma poczucia współodpowiedzialności za świat, dlatego przepraszanie jest niemożliwe. Współodpowiedzialność za świat i innych ludzi oznaczałaby otwarcie granic. Wtedy powiedzenie „przepraszam” ma sens.

– „Przepraszam” to taki wytrych, który zamyka nas przed obcymi. Takich gestów w polityce, nie tylko polskiej, jest coraz więcej – twierdzi politolog Igor Lyubashenko. – Podobnym wytrychem jest zdanie: „Wyrazy głębokiego współczucia” wypowiadane w kontekście wielkich tragedii. To odzwierciedla rzeczywistość polityczną. Jesteśmy zwierzętami społecznymi, ale też plemiennymi. „Sorry” jest postawieniem granicy przed kimś, kogo nie postrzegamy jako członka naszego plemienia.

Bezpośrednio do kryzysu migracyjnego nawiązał socjolog i kulturoznawca Jan Sowa, według którego sytuacji na granicy polsko-białoruskiej nie da się sprowadzić do „kolejnego wariactwa ekipy rządzącej”.

– Mieliśmy ustawiony system odniesień – mamy szalony PiS, opozycję i Unię Europejską, która dostarcza nam wsparcia w walce z tym szaleństwem. Kryzysu na granicy nie da się wepchnąć w ten schemat. Przedstawiciele rządu i Jarosław Kaczyński mówili: „Bronimy polskiej granicy”. Ale zaraz potem wyszedł Donald Tusk i powiedział: „Bronimy polskiej granicy i granicy Unii Europejskiej”. Później to samo powiedzieli oficjele UE – analizuje Sowa. – Do tego dołożyła się polska ksenofobia. Wpisało się to w tematy, które są obsesją tej ekipy. Ale to nie wszystko. Zobaczyliśmy, jak wygląda skandaliczna polityka migracyjna Unii Europejskiej. „Push-back” nie został wymyślony przez Polskę. Takie rzeczy dzieją się od dekad na południu Europy. To nie jest nasze lokalne szaleństwo.

Poprzęcka podkreśla, że temat kryzysu migracyjnego jest niezwykle trudny z etycznego punktu widzenia. – Napływ imigrantów powoduje zwrot na prawo w Szwecji, która wydawała się najbardziej otwartym krajem. Nie ma jednoznacznego wyjścia z tej sytuacji – mówi Poprzęcka. – Rzeźba Joanny Rajkowskiej jest labiryntem – są w niej ciasne przejścia, z których nie sposób się wydostać. To dodatkowy sens pracy – znajdujemy się w sytuacji bez wyjścia.

Zamknij