Zostaw to
2006, Magda Raczyńska

– To oni, Żydzi, postawili sobie palmę, bo to ich aleje! – usłyszeli kiedyś znajomi Joanny Rajkowskiej, jadąc tramwajem przez Rondo de Gaulle’a obok palmy ustawionej przez artystkę w 2002 roku. Męczące to, prawda? Ta chora polska pamięć zbiorowa, zafiksowana na mnożeniu politycznych rytuałów, upamiętnianiu powstań, strajków, czy zbrodni komunizmu, na budowaniu pomników gdzie-tylko-się-da, na zmianach podręczników i programów szkolnych, na otwieraniu teczek. Wszystko pod pretekstem ochrony przed wymazaniem, zapomnieniem, powtórzeniem traumy. Pamięć pilnująca polskości jako wyznacznika granicy wspólnoty i niechętna wszystkiemu, co niezdefiniowane, inne. Wypełniająca przestrzenie fizyczne i symboliczne duszną, nieprzepracowaną przeszłością, która uniemożliwia oddychanie. I wszystko to krzyżuje się w tym jednym, prostym zdaniu: „To oni, Żydzi postawili sobie palmę, bo to ich Aleje…” Aż chciałoby się powtórzyć za Amosem Ozem: „To jest takie przykre, że aż zaczyna być śmieszne”.1

Wciąż jednak jest bardziej strasznie niż śmiesznie. Instytucjonalizacji przeszłości dokonuje się w Polsce z takim zapamiętaniem, że można zupełnie zapomnieć o życiu teraźniejszym. A także o właściwych funkcjach pamięci, dawno już zinstrumentalizowanej. Estetyzacja problemu podtrzymuje tylko iluzję rozwiązania trudnej kwestii; fasadowe powtórzenie nie rozładowuje wspomnień i nie pozwala pójść do przodu; wydrążona przeszłość, pozbawiona jest swego naturalnego wypełnienia teraźniejszością. „Formacja ta nie chce wyleczenia, raczej spełnia się w obsesyjnym wpatrywaniu się w niegojącą się ranę” – tak o zjawisku postpamięci, czyli traumy przyswojonej, cudzej, będącej „cechą doświadczenia tych, którzy wzrastali w cieniu opowieści o zdarzeniach, które rozegrały się przed ich narodzeniem”, pisze Joanna Tokarska-Bakir.2 Funkcja depozytariuszy – słabsza niż funkcja świadków, lecz wsparta monopolem władzy – pozwala pięlęgnować złudne przekonanie o obiektywnej, linearnej i czystej wizji polskiej przeszłości, utrzymać chwiejny fundament autorytetu.

Tymczasem pamięć tak nie działa. Krzaczasta, nieuporządkowana – by użyć słów Gillesa Deleuze’a i Félixa Guattariego – jest „pozbawiona zarówno początku, jak i końca, źródeł i przeznaczenia; zawsze zawieszona gdzieś pomiędzy”.3 Nie jest zatrzymanym kadrem, lecz żywą kumulacją ciągłych przemieszczeń i transformacji. Nie jest sztywną genealogią, lecz otwartą na nowe połączenia, elastyczną konstrukcją, mapą o nieskończonej kombinacji dróg i ścieżek. Każde powtórzenie prowadzi do rekonfiguracji całości lub jej wybranego wycinka. Drepcząca w miejscu reprodukcja ustępuje miejsca zmianie – twórczemu przepracowaniu traumy i realnej, żywej komunikacji między przeszłością a współczesnością.

Projekt Joanny Rajkowskiej Zostaw to jest właśnie takim kłączem, medytacją na temat pamięci „pozbawioną zarówno początku, jak i końca, źródeł i przeznaczenia, zawieszoną gdzieś pomiędzy”. Wystawa próbuje pokazać iluzję możliwości dotarcia do jakiejś jednej prawdziwej, dominującej wersji tego, co było, determinującej to, co jest. Linearność jest oczywiście tym, do czego dążymy – w takiej porządkującej kulturze bowiem żyjemy, tego nas uczą podręczniki, encyklopedie i albumy rodzinne. Tyle że owo sztuczne, konwencjonalne uładzanie pamięci jest dokładnie tym, od czego artystka próbuje się odbić. Z jednej strony relacjonuje zmęczenie zaduchem, klaustrofobicznym przesytem powodującym nudności. Z drugiej – odkrywa potrzebę świadomego życia tu i teraz, opartego na płynnym, harmonijnym poruszaniu się pomiędzy tym, co było, i tym, co dopiero będzie. Bez wyznaczania sztucznych cezur, hierarchii, podziałów stymulujących negatywne emocje.

Nie dziwi więc, że głównym punktem odniesienia są tu relacje polsko-żydowskie – jeden z najtrudniejszych wątków polskiej pamięci. Wciąż nieprzepracowane, uwikłane w zamrożoną przeszłość i zblokowaną teraźniejszość. Potwierdza to coraz bardziej odczuwalne napięcie związane z nasilającym się antysemityzmem czy zjawiskiem judaizacji gejów w dyskursie publicznym. Ale też i jednostronne nastawienie odwiedzających nas Izraelczyków, którzy patrzą na nasz kraj jak na wielki, ponury cmentarz. Na takim fundamencie trudno budować stosunki oparte na wzajemnym zrozumieniu. Problem polega na tym, że między bezkrytyczną gloryfikacją a chęcią zapomnienia właściwie nie ma różnicy. I jedno, i drugie jest budowaniem świata, w którym nie ma wątpliwości, w którym jest „fajnie”. Zostaw to jest o tym, że fajnie wcale nie jest.

W kolejnych projektach składających się na tę wystawę artystka dokonuje kilku operacji na pamięci. Rozpoczyna od prostego zabiegu rozproszenia poszczególnych prac w przestrzeni Centrum Sztuki Współczesnej, wciśnięciu ich między inne wystawy. Służy to performatywnemu rozbiciu linearności, rozegraniu krzaczastego mechanizmu pamięci, zdynamizowaniu jej w procesie bezpośredniego kontaktu widzów z pracami. Sama architektura Zamku Ujazdowskiego umożliwia bowiem wyjście z zamkniętego, jednoznacznego układu i otwarcie go na indywidualne ścieżki dojścia i interpretacje. Przestrzeń galerii staje się wielkim kalejdoskopem, mozaiką o niezdeterminowanym wzorze. W ten sposób wystawa wchodzi w relację również z własnym kontekstem, w którym jest pokazywana: instytucją, której zarzuca się często linearność i konserwowanie arbitralnie utrwalonej pamięci kulturowej. Powstała struktura jest,rzecz jasna,trudniejsza do ogarnięcia dla widza, mniej przejrzysta, sprzyja pominięciu czegoś lub – przeciwnie – powtórzeniu. Jest to jednak wpisane w projekt: tak właśnie działa pamięć.

Rozczłonkowanie dotyka również przestrzeni relacji międzyludzkich. Wyłuskiwane przez artystkę ze swoistych tuneli komemoratywnych, w których dotychczas funkcjonowały od siebie oddzielone, osobne, rozmaite języki, narracje i rzeczywistości zaczynają się ze sobą zderzać. A to stwarza okazję do spotkania, zaplatania węzłów umożliwiających komunikację między różnymi trybami pamięci i tożsamości.

Czy to się Rajkowskiej udaje? Czy jej metoda interwencji otwierającej nowe sytuacje doprowadza do autentycznego spotkania, żywej rozmowy? Przyglądając się projektom prezentowanym w ramach wystawy Zostaw to widać wyraźnie, że nie tryskają one optymizmem ani naiwną wiarą w możliwość zmiany ludzi czy otaczającego ich świata. Dominuje raczej chłodny, by nie powiedzieć zimny dystans, który umożliwia obserwację mechanizmów zwykle pozostających w ukryciu. Ale też i silna świadomość możliwej porażki, wpisanej w ten karkołomny, momentami sadomasochistyczny projekt.

Z zakamarków pamięci wywleczone zostają bowiem na wierzch, do publicznego oglądu, głębokie pokłady niechęci, negatywnych emocji, komunikacyjnych nieporozumień i fiksacji. Jak w historii o palmie na Rondzie de Gaulle’a (Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich), która zamiast łączyć, nieoczekiwanie na wiele lat podzieliła przestrzeń społeczną Warszawy. Artystce udaje się wydobyć w ten sposób rozmaitych Innych polskiej pamięci, będących wypartą częścią nas samych, naszym dopełnieniem – i to jest niewątpliwy sukces jej przedsięwzięcia. Mogliby nam oni posłużyć jako lustro, jako „trybunał rzeczywistości kwestionujący, falsyfikujący lub weryfikujący to, co wydaje się nam, że widzimy”,4 otwierający nas na to, co możliwe. Potencjał ten widoczny jest zwłaszcza w pracy Literatura patriotyczna, gdzie wydawnictwa antysemickie, przeniesione z księgarni w podziemiach kościoła na Placu Grzybowskim i umieszczone w publicznej przestrzeni instytucji promującej kulturę, pokazują w rzeczywistości nas samych, zaklinających rzeczywistość i potwierdzających sobie jedynie własny wizerunek. Pytanie jednak, czy nie nazbyt przyzwyczailiśmy się do życia z naszymi upiorami. I czy dlatego właśnie, jak zwykle, nic się nie dzieje. Bo generalnie nic się nie dzieje. Mimo, że bardzo by się chciało, żeby coś się naprawdę wydarzyło. Jak w filmie Maja Gordon jedzie do Chorzowa, którego bohaterka, mimo licznych deklaracji gotowości poddania się wiwisekcji, jest w stanie dotrzeć do swej pamięci jedynie w sposób anegdotyczny, chowając się za tymi samymi fasadami i maskami co zwykle.

Czy nie należałoby więc raczej potrząsnąć artystką i krzyknąć: – Rajka, zostaw to! Daj sobie spokój!? – Odpowiedź zależy od oczekiwań. Spektakularnych efektów oczyszczenia ruin czy wyrwania się z historii nie ma się co spodziewać. I nie o to też zresztą tu chodzi. Warto się natomiast przyjrzeć nieznacznym, niemal niezauważalnym przesunięciom, których artystka dokonuje, wchodząc w kolejne sytuacje naznaczone popsutą pamięcią. Na pozór powtarzając przeszłe negatywne emocje – jak w filmach Nie czy W górę! – wywraca je na drugą stronę. Ale „w którą stronę?” – można zapytać za Alicją w Krainie Czarów, przeczuwającą – o czym przenikliwie pisali Deleuze i Guattari – że chodzi o obie strony jednocześnie, bo przecież wszystko, co ciekawe, dzieje się na granicy. Ujawniając, że miejsca te są częścią nas samych, Rajkowska przekształca ich energię, zostawia w nich nieco inny zapis. Zapis, który sprawia, że dotknięci jej działaniem ludzie mają szansę na moment zapomnieć o swoich oczywistych dotąd rolach „turysty”, „mieszkańca”, „obcego”, „antysemity”, „stąd”, „nie stąd”, zostawić je za sobą, i być wobec siebie tak po prostu.

1 Opowieści o miłości i mroku, przeł. L. Kwiatkowski, Wydawnictwo MUZA SA, Warszawa 2005.
2 Topos ruin, „Krytyka Polityczna” 7-8/2005.
3 A Thousand Plateaus: Capitalism and Schizophrenia, University of Minnesota Press 1987.
4 Tamże.

Zamknij